sobota, 23 maja 2015

Wyprawa II

15-16 maja 2015
                Planowana od jakiegoś czasu kolejna nocka nad Wieprzem. Dokładnie w tym samym miejscu co ostatnio. Tym razem miało nas iść aż pięciu, ale jak to bywa, nie zawsze wszystko się udaje i poszliśmy we czterech.
                Pierwszy zacząłem ten wypad, a po drodze zgarnąłem resztę. Trasa do miejsca noclegu nie była długa, jednak ile myśli zaczęliśmy po drodze, nie policzę. 
Pogoda była piękna: słońce grzało nas i świeciło na wszystko, a po drugiej stronie nieba ciemne chmury starały się sprzeciwić jasności.

Plaża na której spaliśmy była świetna, a teraz jeszcze poziom rzeki się opuścił, więc plaża się powiększyła. Gdy dotarliśmy na miejsce wzięliśmy się za zbieranie drewna na opał.  Nie tylko piasek był świetny w tych okolicach ale również to że tak dużo tam suchego drewna, idealnego na opał. Choć zbieranie nie zajęło nam dużo czasu, to zanim przynieśliśmy i połamaliśmy drewno, zrobiło się już ciemno. 
W międzyczasie próbowaliśmy jeździć rowerem po wodzie. 
Rozpaliliśmy ogień. Ważna chwila na każdym wypadzie. Ogień daje ciepło, światło, „do ciepła dobro garnie się”  jak to mówi jedna z harcerskich piosenek.
Gdy ogień już się palił wzięliśmy się za przygotowywanie jedzenia. Wprawdzie nie byliśmy głodni, ale mieliśmy tak dużo różnych smakołyków że musieliśmy coś zjeść. Nasze pomysły nie zawsze były genialne. Niektóre kończyły się nie najlepiej. Oto kilka z rzeczy które zrobiliśmy:
Upiekliśmy placki skautowe. Zmieszaliśmy wodę z mąką i odrobiną miodu dla smaku. Następnie na koniec patyka nawlekliśmy po kawałku ciasta. Po kilku minutach mieliśmy całkiem smaczne jedzonko.
Zrobiliśmy kawę i piliśmy ją wszyscy z jednego kubka. Fusy zostały mi w buzi aż do następnego dnia.
Kiedyś jako dzieciaki budowaliśmy bazę, robiliśmy w niej piec i na piecu robiliśmy popcorn. Ale tym razem nam to trochę nie wyszło. Temperatura była za wysoka, i olej zaczął się palić.

Potem siedzieliśmy przy ognisku gwarząc , wspominając i marząc. Pierwszy z nas otulony zmęczeniem poszedł spać około północy, drugi trochę po nim. Ja siedziałem ze starym druhem do około trzeciej.  Jednak i mnie sen zmorzył. Czwarty z nas nie zmrużył oczu przez całą noc, dokładając do ognia drew żeby reszcie było ciepło.
Ja obudziłem się około 5, poranek był mglisty, nikt już wtedy nie spał. Dowiedziałem się wtedy też że jeden przez sen prawie wszedł do ognia, ale nasz druh czuwał i obudził go. Spakowaliśmy się, zjedliśmy coś i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Sceną którą będę długo pamiętał jest chwila gdy wracamy już tylko we trzech: za nami słońce, przed nami nasze zmęczone życiem łowców przygód, cienie.    
Więcej zdjęć znajdziecie w zakładce "W obiektywie" lub bezpośrednio tu: II Wyprawa




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz