sobota, 23 maja 2015

Majowy rajd rowerowy


1-2 maja 2015
W dniach powyższych wybraliśmy się razem z 1 Nadwieprzańską Drużyną Harcerzy „Mafeking”  na rajd rowerowy do Woli Gułowskiej. Hmm...właściwie to drużyna wybrała się z nami J
W godzinach porannych zebraliśmy się obok kościoła w Żabiance. Swoją drogą kościół niedawno przeszedł renowacje i teraz wygląda świetnie, każdemu kto będzie się znajdował w okolicy Żabianki(gmina Ułęż, powiat Ryki) polecam go odwiedzić. Ale wróćmy do tematu. Drużyna harcerzy miała apel, po którym przebraliśmy się w ubrania, żeby było nam łatwiej jechać.  Następnie na rowery i jazda... J
Staraliśmy się unikać często uczęszczanych dróg. W pierwszej fazie jazdy szło nam to całkiem dobrze. Jechaliśmy drogą utwardzaną, prowadzącą przez pola i łąki. To była taka miła rozgrzewka do ciężkiej walki. Wszyscy (około 15 osób) rozmawiali, śmiali się, żartowali. Jechało się naprawdę przyjemnie, nawet ciężkie bagaże na plecach nam nie przeszkadzały.  Jednak niektórzy jeszcze wtedy mniej doświadczeni zaczynali się męczyć. Ale to nie był dla nas problem. Jak to mówią potrzeba matką wynalazku, więc jeden z druhów znalazł sznurek i połączyliśmy ze sobą rowery i ciągnęliśmy tych mniej doświadczonych.
Stwierdziliśmy że mamy sporo czasu, więc zarządziliśmy krótką przerwę i wybraliśmy się na lody. Wjeżdżając do miejscowości w której jedliśmy lody jeden z druhów przewrócił się na rowerze, a wyjeżdżając z niej uderzył w znak. Druh miał pecha chyba tego dnia bo jeszcze kilka razy się przewrócił lub uderzył.
Nad jeziorem Firlej zjedliśmy pyszny obiad-kiełbasę z chlebem, zrobiliśmy kilka zdjęć i wróciliśmy na szlak. To był początek prawdziwej jazdy. Im dłużej jechaliśmy tym robiło się trudniej. Nie mam tu na myśli tylko tego że się zaczęliśmy męczyć i każdy obrót stawał się mordęgą, a bagaże stawały się cięższe, ale również to że droga się psuła. Co to znaczy? Jechaliśmy przez las, a jazda przez las wiąże się z piaskowymi drogami. Zamiast jechać, piasek przesypywał się nam pod kołami. Kilka razy schodziliśmy z rowerów i szliśmy. A czas uciekał. Robiło się coraz później, a pogoda coraz bardziej się psuła. Jednak dobry humor nas nie opuszczał, podczas jazdy stwierdziliśmy że to nic że ciężko, ważne że będzie co wnukom opowiadać J
Gdy w końcu dojechaliśmy do utwardzonej drogi, rzuciliśmy się na nią i chcieliśmy ją ucałować, jednak po przyjrzeniu się jej „bardzo czystej” powierzchni z bliska, zrezygnowaliśmy.
Następną niespodzianką dla nas był zawalony mostek przez rzekę w jednej ze wsi. Nieco załamani  postanowiliśmy odpocząć. Na szczęście we wsi żyli bardzo mili ludzie którzy pokazali nam drogę i dali nam wodę. Musieliśmy się cofać około kilometra, a potem jechać często uczęszczaną drogą. A było już późno i większość z nas działała na rezerwie sił.
W końcu po długich, długich walkach dotarliśmy do celu podróży-do Woli Gułowskiej. Karmelici z Woli Gułowskiej nas przyjęli, pozwolili przenocować, umyć się, zjeść. Mimo że wszyscy byli zmęczeni podróżą to i tak siedzieliśmy w nocy i rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i rozmawialiśmy.
Następnego dnia pobudka, Msza Święta, śniadanie, spakowanie się i powrót. W porównaniu z pierwszym dniem, powrót to była łatwizna, jedyny problem był taki że byliśmy obolali po poprzednim dniu. W miarę szybko wszyscy zadowoleni wróciliśmy do domów.

Długo będę pamiętał dumę w oczach chłopaków że udało im się przebyć tak trudny szlak. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz