Zdobiony pojemnik z poroża, korek dąb, zatyczka olcha, miedziany drut
środa, 27 maja 2015
sobota, 23 maja 2015
Wyprawa II
15-16 maja 2015
Planowana
od jakiegoś czasu kolejna nocka nad Wieprzem. Dokładnie w tym samym miejscu co
ostatnio. Tym razem miało nas iść aż pięciu, ale jak to bywa, nie zawsze
wszystko się udaje i poszliśmy we czterech.
Pierwszy
zacząłem ten wypad, a po drodze zgarnąłem resztę. Trasa do miejsca noclegu nie
była długa, jednak ile myśli zaczęliśmy po drodze, nie policzę.
Pogoda była piękna: słońce grzało
nas i świeciło na wszystko, a po drugiej stronie nieba ciemne chmury starały
się sprzeciwić jasności.
Plaża na której spaliśmy była
świetna, a teraz jeszcze poziom rzeki się opuścił, więc plaża się powiększyła.
Gdy dotarliśmy na miejsce wzięliśmy się za zbieranie drewna na opał. Nie tylko piasek był świetny w tych okolicach
ale również to że tak dużo tam suchego drewna, idealnego na opał. Choć
zbieranie nie zajęło nam dużo czasu, to zanim przynieśliśmy i połamaliśmy
drewno, zrobiło się już ciemno.
W międzyczasie próbowaliśmy jeździć rowerem po wodzie.
Rozpaliliśmy ogień. Ważna chwila
na każdym wypadzie. Ogień daje ciepło, światło, „do ciepła dobro garnie
się” jak to mówi jedna z harcerskich
piosenek.
Gdy ogień już się palił wzięliśmy
się za przygotowywanie jedzenia. Wprawdzie nie byliśmy głodni, ale mieliśmy tak
dużo różnych smakołyków że musieliśmy coś zjeść. Nasze pomysły nie zawsze były
genialne. Niektóre kończyły się nie najlepiej. Oto kilka z rzeczy które
zrobiliśmy:
Upiekliśmy placki skautowe.
Zmieszaliśmy wodę z mąką i odrobiną miodu dla smaku. Następnie na koniec patyka
nawlekliśmy po kawałku ciasta. Po kilku minutach mieliśmy całkiem smaczne
jedzonko.
Zrobiliśmy kawę i piliśmy ją
wszyscy z jednego kubka. Fusy zostały mi w buzi aż do następnego dnia.
Kiedyś jako dzieciaki budowaliśmy
bazę, robiliśmy w niej piec i na piecu robiliśmy popcorn. Ale tym razem nam to
trochę nie wyszło. Temperatura była za wysoka, i olej zaczął się palić.
Potem siedzieliśmy przy ognisku
gwarząc , wspominając i marząc. Pierwszy z nas otulony zmęczeniem poszedł spać
około północy, drugi trochę po nim. Ja siedziałem ze starym druhem do około trzeciej. Jednak i mnie sen zmorzył. Czwarty z nas nie
zmrużył oczu przez całą noc, dokładając do ognia drew żeby reszcie było ciepło.
Ja obudziłem się około 5, poranek był mglisty, nikt
już wtedy nie spał. Dowiedziałem się wtedy też że jeden przez sen prawie wszedł
do ognia, ale nasz druh czuwał i obudził go. Spakowaliśmy się, zjedliśmy coś i
ruszyliśmy w drogę powrotną.
Sceną którą będę długo pamiętał
jest chwila gdy wracamy już tylko we trzech: za nami słońce, przed nami nasze
zmęczone życiem łowców przygód, cienie.
Więcej zdjęć znajdziecie w zakładce "W obiektywie" lub bezpośrednio tu: II Wyprawa
Spływ kajakowy
W dniu dziewiątym miesiąca maja roku bieżącego, wybraliśmy
się z 13 próbną Nadwieprzańską Drużyną Wędrowniczą „Impeesa” na spływ kajakowy
po pobliskiej rzece-Wieprz. Rzeka nie była trudna, a płynięcie po niej raczej
przyjemne, dzięki czemu mogliśmy dać się pochłonąć rozmowie i rozmyślaniu. Spływ trwał około 4 godzin, nie śpieszyliśmy
się. Leniwie machaliśmy wiosłami żeby tylko nie wpaść na brzeg. Trochę
odpoczynku, zdecydowanie tego mi było trzeba. Rozmawialiśmy, rozmyślaliśmy i
wspominaliśmy inny spływ kajakowy, na którym to byliśmy w czasie pobytu na
Roztoczu. Rzeką po której wtedy spływaliśmy była Tanew. Podobno jedna z
trudniejszych rzek, z wieloma, wieloma przeszkodami. Jednak my pokonaliśmy
Tanew w trochę ponad połowę czasu jaki zakładali ludzie wypożyczający nam
kajaki. Trzeba przyznać, tamta rzeka nie
należała do najłatwiejszych: dużo czasu trzeba było spędzić poza kajakiem,
przenosząc go na drugą stronę przeszkody; jeden ze spływających stracił połowę
zęba, bo uderzył się w zęba wiosłem(wiosło zostało „popchnięte” przez drzewo);
ja straciłem buta, nakrycie głowy i spodenki mi się porwały podczas
przenoszenia kajaka przez przeszkodę. To była wyprawa...
Często narzekamy gdy jest trudno, albo gdy jest nam ciężko,
ale to właśnie z takich najcięższych doświadczeń są najlepsze wspomnienia, i to
z nich pochodzi nasza siła.
Na spływie po Wieprzu było przyjemnie, trochę odpoczynku,
lenistwa, porozmyślania nad życiem, tego mi było trzeba, ale kiedyś wnukom
raczej będę opowiadał jak spływałem po trudnej rzece-Tanwi, a nie po łatwym
Wieprzu.
Majowy rajd rowerowy
1-2 maja 2015
W dniach powyższych wybraliśmy się razem z 1
Nadwieprzańską Drużyną Harcerzy „Mafeking”
na rajd rowerowy do Woli Gułowskiej. Hmm...właściwie to drużyna wybrała
się z nami J
W godzinach porannych zebraliśmy się obok kościoła w
Żabiance. Swoją drogą kościół niedawno przeszedł renowacje i teraz wygląda
świetnie, każdemu kto będzie się znajdował w okolicy Żabianki(gmina Ułęż,
powiat Ryki) polecam go odwiedzić. Ale wróćmy do tematu. Drużyna harcerzy miała
apel, po którym przebraliśmy się w ubrania, żeby było nam łatwiej jechać. Następnie na rowery i jazda... J
Staraliśmy się unikać często uczęszczanych dróg. W
pierwszej fazie jazdy szło nam to całkiem dobrze. Jechaliśmy drogą utwardzaną,
prowadzącą przez pola i łąki. To była taka miła rozgrzewka do ciężkiej walki.
Wszyscy (około 15 osób) rozmawiali, śmiali się, żartowali. Jechało się naprawdę
przyjemnie, nawet ciężkie bagaże na plecach nam nie przeszkadzały. Jednak niektórzy jeszcze wtedy mniej
doświadczeni zaczynali się męczyć. Ale to nie był dla nas problem. Jak to mówią
potrzeba matką wynalazku, więc jeden z druhów znalazł sznurek i połączyliśmy ze
sobą rowery i ciągnęliśmy tych mniej doświadczonych.
Stwierdziliśmy że mamy sporo czasu, więc zarządziliśmy
krótką przerwę i wybraliśmy się na lody. Wjeżdżając do miejscowości w której
jedliśmy lody jeden z druhów przewrócił się na rowerze, a wyjeżdżając z niej
uderzył w znak. Druh miał pecha chyba tego dnia bo jeszcze kilka razy się przewrócił
lub uderzył.
Nad jeziorem Firlej zjedliśmy pyszny obiad-kiełbasę z
chlebem, zrobiliśmy kilka zdjęć i wróciliśmy na szlak. To był początek
prawdziwej jazdy. Im dłużej jechaliśmy tym robiło się trudniej. Nie mam tu na
myśli tylko tego że się zaczęliśmy męczyć i każdy obrót stawał się mordęgą, a
bagaże stawały się cięższe, ale również to że droga się psuła. Co to znaczy?
Jechaliśmy przez las, a jazda przez las wiąże się z piaskowymi drogami. Zamiast
jechać, piasek przesypywał się nam pod kołami. Kilka razy schodziliśmy z
rowerów i szliśmy. A czas uciekał. Robiło się coraz później, a pogoda coraz
bardziej się psuła. Jednak dobry humor nas nie opuszczał, podczas jazdy
stwierdziliśmy że to nic że ciężko, ważne że będzie co wnukom opowiadać J
Gdy w końcu dojechaliśmy do utwardzonej drogi, rzuciliśmy
się na nią i chcieliśmy ją ucałować, jednak po przyjrzeniu się jej „bardzo
czystej” powierzchni z bliska, zrezygnowaliśmy.
Następną niespodzianką dla nas był zawalony mostek przez
rzekę w jednej ze wsi. Nieco załamani
postanowiliśmy odpocząć. Na szczęście we wsi żyli bardzo mili ludzie
którzy pokazali nam drogę i dali nam wodę. Musieliśmy się cofać około
kilometra, a potem jechać często uczęszczaną drogą. A było już późno i
większość z nas działała na rezerwie sił.
W końcu po długich, długich walkach dotarliśmy do celu
podróży-do Woli Gułowskiej. Karmelici z Woli Gułowskiej nas przyjęli, pozwolili
przenocować, umyć się, zjeść. Mimo że wszyscy byli zmęczeni podróżą to i tak
siedzieliśmy w nocy i rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i rozmawialiśmy.
Następnego dnia pobudka, Msza Święta, śniadanie,
spakowanie się i powrót. W porównaniu z pierwszym dniem, powrót to była
łatwizna, jedyny problem był taki że byliśmy obolali po poprzednim dniu. W
miarę szybko wszyscy zadowoleni wróciliśmy do domów.
Długo będę pamiętał dumę w oczach chłopaków że udało im
się przebyć tak trudny szlak.
środa, 6 maja 2015
Majówka
MAJ
Dzionek piękny, choć deszczowy,
W końcu pierwszy dzień majowy.
Słonko świeci w tejże chwili,
Kwiatek rośnie, ptaszek kwili.
Już po deszczu słonko świeci,
Ale widać nowa chmurka leci.
Słonko błyśnie to tu, to tam,
Ludzi dusza znów nie ma ram,
Wszyscy szczęściem przepełnieni,
Jeden aktywny, drugi się leni.
Choć na niebie chmur gromada,
Tu popada, tam popada,
To zaraz słonko, jak na torcie wiśnie
Tutaj błyśnie i tam błyśnie.
Piękna ta pogoda jest,
i przyroda też jest fest.
Cudnie wszystko się zieleni,
A każdy kwiatek w innym kolorze się mieni.
Ta rodzinka piknik zrobiła,
Inna rodzinka, cały czas się leniła,
A jakaś harcerzy drużyna
Biwak, wędrówkę czy rajd rozpoczyna.
Jednak przed wyruszeniem w drogę
Drużynowy daje harcerzom przestrogę:
"Ażeby niezapomniana była przygoda,
Ażeby dobra była pogoda,
Ażeby nam sprzyjała przyroda,
Niech znowu przyjdzie stara moda:
Módlmy się choć w maju do Pani
Królowej Pól, Łąk, Wsi, Lasów i Grani.
Ona Opiekunką, Orędowniczką i Pocieszycielką
Wie co znaczy przechodzić przez mękę wielką."
wtorek, 5 maja 2015
Pojemnik z kory brzozowej
Wczoraj w wolnej chwili wziąłem się za robienie pojemnika z kory brzozowej, który wyszedł tak:
Pojemnik posłuży mi do przechowywania mojego zestawu do rozpalania ognia. Będzie można w nim znaleźć zwęgloną bawełnę, trochę kory brzozowej, sznurek jutowy, małą świeczuszkę, no i oczywiście zapałki...krzesiwko jeśli się zmieści :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)